Dowiedz się więcej
Poznaj i zrozum jak wygląda
Technologia
Elastyczne zespoły
Sztuczna inteligencja
Cloud / chmura
Rozwój oprogramowania
Projektowanie produktów cyfrowych
Wybrane technologie
Usługi serwisowe IT
Fintech
Przemysł i produkcja
Rozwiązania dedykowane
Oprogramowanie produkcyjne
Rozszerzona rzeczywistość
Oprogramowanie dla branży HoReCa
Presja na ograniczanie wpływu IT na środowisko przestaje być tematem „na przyszłość", a staje się bieżącym elementem decyzji zarządczych. Z jednej strony rosną koszty energii i utrzymania infrastruktury, z drugiej – w Europie coraz mocniej wybrzmiewają wymagania związane z ESG oraz nowe obowiązki raportowania wynikające z dyrektywy CSRD. Dla wielu firm oznacza to konieczność zebrania i uporządkowania danych o emisjach w całym łańcuchu wartości, w tym w obszarze technologii. Nie chodzi tylko o serwerownię – wpływ środowiskowy ma również sposób, w jaki projektujemy, wdrażamy i utrzymujemy oprogramowanie.
Warto przy tym pamiętać o skali. W zależności od metodologii i zakresu, centra danych (wraz z powiązaną infrastrukturą) są często wskazywane jako źródło około 2,5–4% globalnych emisji CO2. To wystarczająco dużo, aby temat znalazł się na radarze regulatorów i dużych organizacji, ale jednocześnie na tyle „konkretnie", by dało się go adresować praktycznymi działaniami: optymalizacją zużycia zasobów, lepszym wykorzystaniem chmury, ograniczeniem nadmiarowych obliczeń i transferów danych.
W tym miejscu pojawia się Green Software Engineering – podejście, które łączy cele środowiskowe z twardą inżynierią. Dla decydentów biznesowych kluczowa jest jednak inna teza: zrównoważone programowanie bardzo często jest po prostu tańsze. Mniej CPU, mniej pamięci, mniej transferu, mniej „idle" zasobów – to niższe faktury za chmurę, stabilniejsze systemy i mniejsza presja na kosztowne skalowanie.
Green Software Engineering (GSE) to praktyka wytwarzania i utrzymywania oprogramowania w taki sposób, aby minimalizować zużycie energii i zasobów obliczeniowych przy zachowaniu wymaganej jakości, bezpieczeństwa i wydajności. Nie sprowadza się to do jednego „triku" w kodzie ani do wyboru dostawcy hostingu z zielonym certyfikatem. To raczej zestaw decyzji podejmowanych na wielu poziomach: od algorytmów, przez architekturę i wzorce integracji, po sposób uruchamiania aplikacji w chmurze i jej codzienny monitoring.
Pierwszym filarem jest efektywność energetyczna kodu, rozumiana w praktyce jako efektywność obliczeniowa. Kod, który wykonuje mniej zbędnych operacji, zużywa mniej CPU i pamięci, a więc wymaga mniej energii do wykonania tej samej pracy. Dla organizacji posiadających duże wolumeny przetwarzania (np. raportowanie, rozliczenia, przetwarzanie zdarzeń z IoT) nawet drobne decyzje – jak ograniczenie nadmiarowych zapytań do bazy czy eliminacja niepotrzebnych serializacji – potrafią zauważalnie zmienić profil zużycia zasobów.
Drugim filarem jest optymalizacja infrastruktury. W praktyce oznacza to dopasowanie rozmiaru środowisk (right-sizing), świadome użycie autoskalowania, rezygnację z nadmiarowych instancji oraz eliminację „zombie resources", czyli zasobów opłacanych, a niemal niewykorzystywanych. To obszar, w którym łatwo o szybkie efekty, bo wiele środowisk chmurowych rośnie historycznie, a potem rzadko wraca się do sprawdzenia, czy rzeczywiście potrzebujemy utrzymywać te same parametry przez cały rok.
Trzecim filarem jest świadome projektowanie architektury. To tutaj zapadają decyzje o tym, czy aplikacja ma wykonywać ciężkie obliczenia synchronicznie, czy w tle; czy musimy trzymać dane „na gorąco" w drogich usługach, czy wystarczy tańsza warstwa archiwalna; czy komunikacja ma być oparta o częste odpytywanie (polling), czy o zdarzenia. Coraz częściej porządkowanie tych zasad wspierają inicjatywy takie jak Green Software Foundation, które promują wspólne definicje, metryki i praktyki inżynierskie.
Z biznesowego punktu widzenia Green Software Engineering broni się przede wszystkim rachunkiem ekonomicznym. W kosztach IT rośnie udział opłat operacyjnych: za chmurę, za transfer danych, za utrzymanie wydajności i niezawodności. Jeżeli aplikacja generuje nadmiarowe obciążenie, to płacimy za nie wprost – w postaci większej liczby rdzeni, większej pamięci, wyższych klas usług bazodanowych, a czasem również w postaci dodatkowych narzędzi do ratowania wydajności. W branżowych analizach konsultingowych (m.in. Accenture) regularnie pojawia się teza, że optymalizacja zużycia zasobów w chmurze i aplikacjach może przynosić oszczędności rzędu kilkunastu do kilkudziesięciu procent. W praktyce spotyka się zakres 17–40% redukcji kosztów chmury w organizacjach, które wprowadzają dyscyplinę FinOps i równolegle usprawniają architekturę oraz kod – szczególnie tam, gdzie wcześniej skalowanie było „odruchową" odpowiedzią na problemy wydajnościowe.
Drugą perspektywą jest regulacyjna i zakupowa. CSRD poszerza obowiązki raportowania zrównoważonego rozwoju w UE, a Europejski Zielony Ład wyznacza kierunek, w którym będą podążać zarówno przepisy, jak i oczekiwania rynku. Nawet jeśli organizacja nie podlega CSRD bezpośrednio, często zostanie „wciągnięta" do procesu poprzez klientów i partnerów, którzy będą potrzebowali danych środowiskowych od dostawców. W tym samym czasie Gartner prognozował, że do 2026 r. około 70% procesów zakupowych w IT będzie uwzględniać cele środowiskowe lub kryteria zrównoważonego rozwoju. To oznacza, że pytania o efektywność energetyczną i podejście do emisji mogą pojawić się w RFP obok wymagań bezpieczeństwa czy SLA.
Trzecia perspektywa jest wizerunkowa – ale nie w sensie marketingowej „zielonej naklejki". Coraz częściej transparentność w obszarze śladu węglowego staje się elementem zaufania w relacjach B2B. Dla wielu firm – szczególnie produkcyjnych, logistycznych i finansowych – IT jest narzędziem, które wspiera realizację celów ESG w całym biznesie. Jeżeli oprogramowanie jest nieefektywne, to podważa wiarygodność ambitnych deklaracji. Jeżeli jest mierzone, optymalizowane i projektowane świadomie, staje się dowodem dojrzałości operacyjnej, a nie tylko „spełnieniem wymogu".
Najbardziej namacalny obszar zaczyna się od algorytmów i struktur danych, bo to one determinują, ile pracy musi wykonać procesor i jak długo trwa obsługa żądania. Różnica między rozwiązaniem o złożoności O(n) i O(n²) bywa akademicka w małej skali, ale w systemach, które przetwarzają miliony rekordów dziennie, przekłada się na realny czas CPU, większą liczbę instancji i – finalnie – wyższe zużycie energii. W praktyce często nie chodzi o „wymyślenie lepszego algorytmu", lecz o proste decyzje: ograniczenie liczby iteracji, unikanie wielokrotnych odczytów tych samych danych, caching wyników tam, gdzie ma to sens, oraz eliminację kosztownych konwersji i serializacji.
Drugi obszar to architektura. Mikroserwisy potrafią być świetnym narzędziem do skalowania „tylko tego, co potrzebne", ale równie łatwo mogą stać się źródłem narzutu: większej liczby połączeń sieciowych, większej liczby kontenerów w stanie gotowości i większej złożoności obserwowalności. W podejściu green kluczowe pytanie brzmi: czy dana funkcja rzeczywiście wymaga niezależnego skalowania i osobnego cyklu życia? Czasem lepszy będzie dobrze zaprojektowany moduł w monolicie lub „modular monolith", który ograniczy koszty komunikacji i utrzymania. Innym razem mikroserwis jest uzasadniony, ale warto zadbać o ograniczenie „gadatliwości" między usługami oraz o projekt kontraktów API, które minimalizują transfer danych.
Trzecim obszarem jest right-sizing w chmurze. W wielu organizacjach środowiska produkcyjne i testowe są przewymiarowane, bo powstały pod dawny pik obciążenia lub „na wszelki wypadek". Efektem są zasoby działające na kilku–kilkunastu procentach wykorzystania, które i tak generują koszt i zużywają energię. Optymalizacja zwykle zaczyna się od pomiaru i prostego dopasowania planów, ale dojrzałe podejście obejmuje też harmonogramowanie (np. wyłączanie części środowisk poza godzinami pracy), odpowiednią konfigurację autoskalowania, a czasem zmianę modelu uruchamiania na bardziej elastyczny (np. serverless dla wybranych zadań wsadowych).
Coraz ważniejsze stają się również narzędzia do pomiaru śladu węglowego infrastruktury i usług chmurowych. Rozwiązania takie jak Cloud Carbon Footprint pozwalają estymować emisje na podstawie zużycia usług w chmurze, a dostawcy oferują własne panele (np. Azure Emissions Impact Dashboard), które pomagają łączyć koszty, zużycie zasobów i wpływ środowiskowy. W praktyce największą wartość daje nie sam wykres, ale możliwość podejmowania decyzji: czy opłaca się przenieść obciążenie, zmienić region, zmodyfikować harmonogram zadań albo przebudować fragment aplikacji, który generuje największy „compute spend".
Wyobraźmy sobie firmę produkcyjną, która w ostatnich latach mocno zdigitalizowała zakład: linie produkcyjne generują dane o stanie maszyn, parametrach procesów i jakości partii, a backend w .NET odpowiada za ich zbieranie, walidację i udostępnianie w raportach dla utrzymania ruchu oraz planowania produkcji. System działał, ale wraz ze wzrostem liczby czujników i częstotliwości odczytów zaczęły rosnąć koszty chmury i liczba incydentów wydajnościowych. Najbardziej widoczne było to w godzinach szczytu, kiedy raporty i integracje „gryzły się" o zasoby z przetwarzaniem danych w czasie zbliżonym do rzeczywistego.
Analiza pokazała dwa typowe problemy. Po pierwsze, część operacji była realizowana synchronicznie w ścieżce krytycznej – dane trafiały do API, a następnie w tym samym żądaniu wykonywano walidację, zapis kilku encji i uruchamiano dodatkowe obliczenia, które w praktyce mogły odbywać się w tle. Po drugie, warstwa dostępu do danych zawierała nieoptymalne zapytania: zbyt szerokie pobieranie danych, brak projekcji, a miejscami też klasyczny problem N+1 w Entity Framework. Każde pojedyncze żądanie nie było katastrofalne, ale suma setek tysięcy operacji dziennie przekładała się na stałe wysokie obciążenie CPU i podniesione klasy usług bazodanowych.
W trakcie modernizacji przebudowano fragmenty przetwarzania na model asynchroniczny z kolejką: API ograniczono do przyjęcia i wstępnej walidacji, a dalsze kroki przeniesiono do workerów przetwarzających zdarzenia w tle. Równolegle uporządkowano zapytania Entity Framework, dodając jawne projekcje, eliminując zbędne include'y i dopracowując indeksy pod najczęstsze filtry raportowe. Kiedy obciążenie stało się bardziej „równe" i przewidywalne, możliwe było też dopasowanie rozmiaru instancji w Azure – zamiast utrzymywać stały nadmiar mocy, zastosowano bardziej adekwatne plany i autoskalowanie w oparciu o realne metryki.
Efekt był mierzalny: zużycie zasobów obliczeniowych spadło o około 35% w typowym tygodniu produkcyjnym, a miesięczne koszty chmury zmniejszyły się o 28% bez pogorszenia SLA. Co równie ważne, spadła liczba „awaryjnych" skalowań, a zespół utrzymania zaczął pracować na metrykach, które łączyły wydajność z kosztem i wpływem środowiskowym. W tym scenariuszu „green" okazało się po prostu dobrą inżynierią i lepszą kontrolą nad systemem.
Wdrożenie Green Software Engineering nie wymaga rewolucji i przepisywania całego portfolio aplikacji. Najlepsze efekty przynosi podejście iteracyjne, oparte o pomiar, priorytetyzację i konsekwentne „odchudzanie" najbardziej kosztownych obszarów. Punktem startowym powinien być audyt obecnego stanu – nie tylko infrastruktury, ale też aplikacji. Celem jest znalezienie miejsc, które generują największy koszt i największe obciążenie: procesy wsadowe, raportowanie, intensywne integracje, nadmiarowe logowanie, nieefektywne zapytania do baz danych, a także środowiska utrzymywane 24/7 mimo niskiego użycia.
Kolejnym krokiem jest wprowadzenie metryk. W praktyce organizacje zaczynają od połączenia trzech perspektyw: wydajności (czasy odpowiedzi, wykorzystanie CPU/RAM), kosztu (billing) oraz wpływu środowiskowego (estymacje emisji lub zużycia energii). Dobrą praktyką jest traktowanie tych wskaźników jako elementu cyklu wytwórczego – podobnie jak testy i bezpieczeństwo. Tam, gdzie to możliwe, warto dodać bramki jakościowe w CI/CD, które wyłapują regresje wydajnościowe, bo regresja wydajności bardzo często oznacza również regresję „green".
Transformacja nie zadziała bez kompetencji zespołów. Szkolenie programistów i architektów nie musi oznaczać rozbudowanych inicjatyw – czasem wystarczy wspólny zestaw zasad, review skoncentrowane na kosztach i wydajności oraz praktyka „profiluj zanim przeskalujesz". W polskich realiach, gdzie wiele firm utrzymuje systemy legacy i równolegle buduje nowe rozwiązania w chmurze, świadomość kompromisów (wydajność vs. czas wytworzenia, prostota vs. skalowanie) jest kluczowa. Największą wartość daje kultura, w której optymalizacja jest planowana, mierzona i traktowana jako element utrzymania produktu, a nie jednorazowy zryw.
Na końcu pozostaje stopniowa optymalizacja. Dojrzałe podejście polega na tym, by nie „polować" na pojedyncze milisekundy wszędzie, tylko wybierać obszary o największym zwrocie: te, które są najczęściej wykonywane albo najdroższe w utrzymaniu. Czasem będzie to refaktoring gorących ścieżek w backendzie .NET, czasem uproszczenie komunikacji między usługami, a czasem porządek w chmurze: wyłączenie nieużywanych środowisk, poprawa autoskalowania, zmiana planów usług lub retencja danych dopasowana do realnych potrzeb biznesu.
Green Software Engineering nie jest modą ani usprawiedliwieniem dla greenwashingu. To pragmatyczne podejście, które łączy to, co interesuje biznes najbardziej – kontrolę kosztów i ryzyka – z odpowiedzialnością środowiskową oraz rosnącymi wymaganiami ESG i CSRD. Dla wielu organizacji „zielone" działania w IT są po prostu kolejnym etapem dojrzewania: od intuicyjnego skalowania i gaszenia pożarów do zarządzania opartego o metryki i świadome decyzje architektoniczne.
Najważniejsza lekcja jest prosta: wpływ środowiskowy oprogramowania powstaje na każdym etapie jego cyklu życia. Jeśli myślimy o efektywności dopiero wtedy, gdy rachunki za chmurę rosną, zwykle płacimy podwójnie – kosztami i czasem. Jeśli uwzględniamy ją od projektowania, przez implementację, po utrzymanie i obserwowalność, zyskujemy systemy, które są tańsze, stabilniejsze i łatwiejsze w rozwijaniu. W realiach polskiego i europejskiego rynku to przewaga, która coraz częściej będzie rozstrzygać w przetargach, audytach i długoterminowych relacjach z partnerami.
Michał od ponad dekady projektuje aplikacje internetowe zbudowane w oparciu o framework ReactJS. Jego podejście do UX pozwala aveneo, jako software house, dostarczać czytelne i proste w obsłudze narzędzia, które adresują najbardziej zaawansowane potrzeby biznesowe.